czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 1

   Szeroko otwarte oczy i wykrzywiona w grymasie niedowierzania twarz nie ukazywały całokształtu uczuć jakie teraz się w nim kłębiły. Był przerażony. Chciał się dowiedzieć, cokolwiek, co tu się dzieje, ale nie mógł nic powiedzieć. Wszystkie słowa i pytania bez odpowiedzi, utknęły mu w gardle. Widząc że ich nowy pacjent uważnie na nich patrzy, Tsunade zmarszczyła nos, zerknęła na kaszalota i odezwała się pierwsza:
- Witamy w świecie żywych - parsknęła, odkładając kartę pacjenta na szafkę. Jeszcze raz rzuciła okiem na wyłączonych ze świata kakashiego i Naruto, po czym wyszła od tak z sali. Blondyni mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu ręka jednego z nich wystrzeliła do przodu. Boruto zmieszał się na taki gest, ze strony młodszej wersji jego ojca. Aktualnie czternastolatka.
- Uzumaki Naruto, przyszły Hokage! - wykrzyczał na powitanie chłopak, i uśmiechnął się bardzo szeroko. Zaległa krępująca cisza, którą przerwało odchrząknięcie junnina.
- Miło cię poznać.
Boruto wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić.
- Uzumaki Boruto, również mi miło.
Coś huknęło. Zanjm ktokolwiek z tej dwójki się zorientował, jinchuuriki lisa odskoczył w tył, zaraz po dotknięciu ręki pacjenta. W niebieskich oczach przyszłego ninja pojawiły się dziwne ogniki, a na usta wypłynął niepewny uśmiech.
- Poznajesz m-mnie? - wyjąkł z trudem, wpatrując się w swojego młodego ojca, który jak teraz zauwarzył, był ubrany w niesamowicie rażowy pomarańczowy dres.  Przecież jego Tou-san zawsze ubierał się godnie, i nie krzyczał.
- Jesteś Uzumaki?! Jak to?! Co tu robisz? Co z twoimi rodzicami? Dlaczego cię nie znam?! Może jesteś moim kuzynem!
   Słowa te, mimo iż miały inny zamiar, mocno zraniły serce chłopaka. Jego ojciec go nie znał. Myślał że jest jego kuzynem, a co gorsze zachowywał się jak kilku latek! Oczy ponownie zaszkliły się, a Boruto skulił się minimalnie. To nie mogło się dziać. Co z jego wiecznie zajętym, poważnym i troskliwym ojcem? Co z Himawari?! A wioska?!
  Drgnął, gdy szarowłosy złapał go za nadgarstek, odrywając rękę od załzawionej twarzy. Mężczyzna wpatrywał się w niego ze współczuciem, i minimalną troską.
- Zignoruj go. Powiedz lepiej, co z twoim ojcem. Bo o nim wspomniałeś. - przysiadł się na łóżku, i powoli wypuścił rękę chłopaka. Naruto zamilkł, i stanął za swoim sensei.
- Ja... on... tato... - dwunastolatek niezdarnie składał zdanie. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest zrospaczony. Tylko pytanie dlaczego.
- Nie masz ojca? - wyskoczył syn Kushiny, patrząc teraz ze spokojem na twarzy w tak podobną do jego twarzy. Dzieciak wciągnął gwałtownie powietrze, i ewidentnie zaciął się.
  Co miał powiedzieć? Hej Naruto, nie wiem czy wiesz, ale jestem twoim synem z przyszłości? Uznaliby go za wariata, albo jeszcze gorzej! Może to i był ten sam człowiek, który w normalnych warunkach mógłby śmiało pełnić funkcję Hokage, jednak teraz? Wszystko się posypało...
   Gennin dostał po głowie, za swoją jakże głupią docinkę, przez co standardowo dla siebie, napuszył policzki i założył ręce na szyję. Pomruczał jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem, aż w końcu zwrócił się do drugiego blondyna.
- Sorry... ttebane.
  Oczy Boruto ponownie wpatrywały się w napuszonego blondyna. Jak nigdy dotąd, zaczął żałować swojego zachowania. No bo co, jeżeli nie wróci już do siebie? Znaczy do Konohy za kilkanaście lat? Będzie musiał się wziąść nieźle w garść. I to tak porządnie. Dalsze rozmyślania przerwało mu szturchnięcie w ramię, co okazało się być przyczyną Hatake.
- My już pójdziemy. Odpoczywaj. - powiedział spokojnie, i nie czekając na odpowiedź złapał swojego ucznia za kołnierz wywlekając z sali.
  Trzynastolatek z głuchym krzykiem opadł na poduszki, z których zdążył się już podnieść. Zasłonił oczy rękoma pozwalając sobie na odpoczynek w miarę ciszy i spokoju. To nie mogło się dziać. To kara, prawda? Ale co on takiego zrobił, że zabrali go od jego rzeczywistości? Był pewien że nikogo nie skrzywdził, a już tym bardziej swojego ojca i siostrę. Właśnie. Himawari pewnie wię o niego martwi... przykład idealnego brata jak się patrzy.
- Cholera by to...

   Po trzech dniach został wypisany ze szpitala, i jak na złość losu codziennie odwiedzała go miniaturka ojca. Nadal patrząc na młodego Uzumaki serce piszczało niemiłosiernie "Otou-san!", jednak co z tego? To tylko sumienie. Pakując swoje rzeczy nie przewidział jednego.
- Niestety, nie mamy wolnych mieszkań. - wyjaśnił Sandaime, patrząc krzywo na sterty teczek zajmujące prawie że całą ścianę. - Ostatnio był napływ cywili z okolic Kirigakure, więc wolnych miejsc nie mamy.
  Załamany Boruto tempo wlepiał szczenięce oczka w twarz staruszka. No pięknie! Po prostu zarąbiście!
- Mam zapasowy plan, jednak czy ci się spodoba taka opcja...
- He?
- Zamieszkasz z Uzumakim Naruto.
No jednak gożej być może. Niebieskooki załamany kompletnie opadł na posadzkę, a otaczająca go aura rozpaczy przejęła kontrolę nad całym pomieszczeniem. Jak na zawołanie do gabinetu wkroczył wyżej wymieniony ninja, u którego miał zamieszkać.
- Wzywałeś dziadku? - zagadał z uśmiechem Naruto, wprawując tym samym w zaskoczenie niedoszłego syna.
- Tak, wezwałem cię po to, by poinformować cię, że na nieokreślony okres zamieszka z tobą Boruto.
Ależ oni są podobni przemknęło przez umysł Sarutobiego, gdy wpatrywał się w te same miny, tak samo wyglądających chłopców. Normalnie klony.
- Tak więc. - odkaszlnął - Naruto, zabierz go do siebie, i najlepiej oprowadź po wiosce. Skoro tu zostaje, powinien wiedzieć co, jak i gdzie.
   Po porzegnaniu ruszyli obaj od razu w stronę nowego lokum dwunastolatka. Idąc przez ulicę, nie jedna osoba rzucała im zaciekawione spojrzenie osłonięte odrazą. Niektórzy ludzie to się odważali nawet zajść dwójce blondynów drogę, tylko po to, by zrealizować swoje cele. Boruto widząc spojrzenia jakimi obdarowywują przechodnie jego... ekhm.. ojca, miał ochotę rzucić się na nich, powyrywać włosy i wydłubać oczy. Przecież wszyscy uważali go za najlepszego Hokage w dziejach Konohy, a tak? Bijąca od nich aura mordu i zapewne obrzydzenia, kaleczyła widocznie przez te kilkanaście lat psychikę Uzumakiego. Dwunastolatek zaczął się szczerze zastanawiać, dlaczego wszyscy tak patrzą. Znając swojego ojca, mimo iż w starszej wersji, ale ojca, mógł się domyśleć że chodzi o Kurame. Cieakwe jakie mają ludzie mniemanie o tym Biju. Przecież dzieciaki niektóre uwielbiały łapać go za ogony, albo choćby się przytulać. Himawari jak była młodsza zasypiała tylko wtedy, kiedy lis był obok.
- Wiesz, - wytrącił z przemyślań głos Naruto. - Pierwszy raz ktoś ma ze mną mieszkać. Mam nadzieję że to dla ciebie nie kłopot.
- Nie no, skąd! - zaprzeczył natychmiast - Jak dla mnie to nic wielkiego.
- A to dobrze. Pokażę ci dom, i może pójdziemy coś zjeść? Szpitalne jedzenie jest okropne. - skrzywił się na samą myśl.
- Też bywasz często w szpitalu? - wypalił chłopaczek, nie zważając na dwuznaczne twierdzenie tego zdania. Widząc lekko przygaszone oczy swojego ojca, zdając sobje sprawę z dosyć ważnej części jego życia. Pobicia. Liedyś Tou-san mówił mu, jak był traktowany w dzieciństwie, jednak tłumaczył to jako nic, dodając do tego swój klasyczny, szczery i za razem uspokajający uśmiech. Tak więc mało kiedy zdawał sobie sprawę z tego, jak mogło być mu ciężko.
- Mogę poznać dzieciństwo taty.. -mruknął do siebie, ale los chciał że usłyszał to otwierający drzwi Naruto. Odwrócił się więc do niego twarzą, ukazując zdiwienie i trzy lisie blizny na obu polikach.
- Taty? On żyje?
Młodszy z blondynów zmieszał się nieznacznie.
- No taak jaaakby? Raczej żyje.
- To raczej czy nie.
- No żyje.
- A gdzie jest?
- Na świecie.
Uzumaki napuszył policzki na mało dopracowaną odpowiedź, zaś Boruto odetchnął w duchu. Jak on ma okłamywać ojca? No dobra, młodszego ojca? Jak on w ogóle ma z nim w sumie mieszkać przez następny dosyć długi czas? Koszmar! Nie wytrzyma! Psychika zejdzie na zawał.
- Powiedz mi, - ponownie zaczął syn Czwartego, zdejmując buty, a w jego ślady poszedł Boruto. - Skąd się tu w ogóle wziąłeś?
  Niebieskie oczy lśniły teraz spokojem i opanowaniem. Postawa również się zmieniła, gdyż teraz stał dojrzały nastolatek, który ewidentnie dużo przeszedł w życiu.
Ale zmiana!
- Ja ten, no. Tak jakby, się no... - ponownie tego dnia zaczął się jąkać. To do niego niepodobne! A oczy jego ojczulka nadal na niego TAK patrzyły! Kurcze no, muszę to powiedzieć! - Zgubiłem się.
  Ku jego zdziwieniu starszy blondyn parsknął cichym śmiechem, i z przyjaznym uśmiechem podał mu -niewiadomo skąd wziętą- herbatę.
- Nie dziwię się. Taki gówniarz jak ty w całym niebespiecznym świecie shinobi.
- A tam, Biju się nie boję.
Wszystko zamarło, i wtedy Boruto zrozumiał co powiedział. Biju, demony, jeden jest w jego ojcu.
- Ty... wiesz że ja... - zaplątał się Uzumaki, odruchowo dotykając ręką brzucha, w miejscu pieczęci. Automatycznie miła atmosfera prysnęła, dając miejsce nieprzyjemnemu chłodu, który jakby nie miał zamiaru przestać się pojawiać.
   Resztę pobytu w domu Naruto nie odzywał się ani słowem, a co patrzył na tak podobnego do siebie chłopaka chciało mu się płakać. Pewnie kolejny odsunie się od niego nazywając demonem.
- Oi, to idziemy na miasto? - szturchnął go w rękę Boruto, uśmiechając się przyjacielsko.
Uzumaki zdezorientowany kiwnął głową, i obaj wstali z zajmowanych miejsc, pozostawiając po sobie tylko puste kubki po cherbacie. Ubierając buty, jinchuuriki nie mógł pozbyć się wrażenia, że skądś zna tego dwunastolatka. Jak miał zazwyczaj w takich sprawach, odłożył ją na później, i wraz z nowym przyjacielem wyszedł z domu.

°~°~°~°

   Przerażony patrzył jak jego syn rozsypuje się na miloardy małych cząsteczek. Gdy tylko zniknął kompletnie, młodego Hokage ogarnęła czysta furia. Nie wyczówał chakry syna, a zamaskowana osoba zaczęła śmiać się perfidnie. Bwz większego namysłu dobył kunai, ruszając z zawrotną prędkością na wroga. Szybkie ciosy, konyra, unik i potężny kop w głowę, który dotarł do celu. Szybko przyłożył ostrze do szyi zamaskowanego, nie pozwalając mu wstać. Niebieskie oczy kipiały czystą żądzą mordu.
- Gdzie mój syn. - warknął, nasilając nacisk na szyję. Mężczyzna zaśmiał się, mimo niekorzystnej sytuacji.
- A co, tęsknisz?
- Gadaj gdzie on jest! Co mu zrobiłeś?!
- Bo ci powiem.
Krótko ucięte dalsze wymiany zdań, ANBU zabierające atakującego do lochów, oraz pozostawiony sam sobie zrospaczony ojciec. Cała złość ulotniła się tak szybko, jak przyszła, pozostawiając niesamowicie wielki smutek, rospacz i gorycz. W głowie mu huczało, a myśli krążyły w jednym kierunku. Jego syn zginął? Jak to możliwe? Przecież to tylko zwykły sen. To się nie dzieje na prawdę.
- Nie... tylko nie to. - załkał, chowając twarz w dłoniach. Zaraz po tym podbiegła do niego załzawiona dziewczynka, mocno przytulając się do ojca.
- Tato, gdzie Aniki? - wypiszczała, a zaczerwienione oczy błagalnie patrzyły w wyblakłą posturę Uzumakiego. Ten przygarnął mocno do siebie córkę, i w silnym uścisku zatrzymał ją na dłuższą chwilę.
- Himawari, teraz pójdziesz do cioci Sakury, a tato zajmie się znalezieniem braciszka, tak? - uśmiechnął się smutno - Nic się nie martw. Tou-san raz dwa znajdzie małego skubańca.
   Szybkim krokiem ruszył w stronę swojego biura. Omijani ludzie uśmiechali się do niego przyjaźnie, jednak widząc twarz godną demona osuwali się na bok. Tam gdzie pojawił się Hokage, tam zabawa zamierała, a wieści o tym co się stał rozeszły się szybko po całej wiosce. Nawet kilku shinobi, którzy mięli świętować z rodziną, ruszyło do domu, by w pełnym rysztunku wyruszyć na poszukiwanie Boruto Uzumakiego. Oczywiście wcześniej zbierając ekipy tropiące, i nie czekając na pozwolenie Kage, ruszyli w inne strony. Sam Naruto siedział w biurze, przeszukując kolejne kartoteki, przy okazji czekając na wezwany oddział. Nie mógł uwierzyć, że jego syn zginął. Przecież to było nierealne. Już po drodze wezwał ino Yamanake, speca od przesłuchań. Miała za zadanie przeszukać więźnia, jakie jutsu użył. Teraz tylko czekać aż...
Do pomieszczenia wbiegła zdyszana blondynka, a tuż za nią szybkim krokiem dwoje brunetów. Uchiha Sasuke wraz z Shikamaru Nara. Trateg wioski i dowódca Elitarnych Sił Konohy. Wracając.
  Blondynka od razu podbiegła do biurka, biorąc kilka wdechów.
- Znalazłam te jutsu. Gościu miał blokadę z dosyć silnego genjutsu, jednak za sprawą Sasuke, udało się zdjąć.
- Daruj, mów co ono powoduje.
- Tak więc, Shokyu no jutsu jest tak jakby teleportem? Chyba tak mogę to ująć, do innego wymiaru.
- Chcesz powiedzieć...
-... że twój syn -yje i jest w innym, nieznanym nam wymiarze? Tak, dokładnie. - odparła rzeczowym tonem. Dobrze wiedziała, że tymi słowami mogła rozsypać nadzieję na szybki odnalezienie chłopaka.
   Blondyn wstał z zajmowanego miejsca, i omijając mie odzywających się Shikamaru i Sasuke, wyszedł na korytarz. Pewnym i władczym krokiem, co normalne u niego nie było, ruszył w stronę działu przesłuchań, gdzie przetrzymywany był tajemniczy napastnik. Mężczyzna nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, że podnosząc rękę na syna Uzumakiego, przyspożył sobie karę w bardzo bolesnych męczarniach.
   Wszedł do pomieszczenia, gdzie na podłodze w kącie siedział na oko trzydziestoparoletni człowiek. Na widok Hokage ze srogą miną, spiął się wewnętrznie. Blondyn ukląkł przed skutym więźniem, i odezwał się cicho, jednak z mocno nasyconymi grozą słowiami.
- Jak cofnąć jutsu?
- Nie da się. - zaśmiał się niemrawo, bo tylko na tyle miał sił.
- Każde jutsu czasoprzestrzenne i teleportacyjne da się cofnąć. Gadaj. - rozkazał, a niebieskie oczy błysnęły niebespiecznie.
- Może jest jakiś sposób. Może go niema...


*.*.*.*.*.*
Witam w pierwszym krótkim rozdziale. Przerpaszam za wszelakie błędy, jednak mimo to pisałam na telefonie, a to i tak mnie nie usprawiedliwia.
Przepraszam jeszcze raz, i zapraszam do komentowania

piątek, 29 maja 2015

Prolog

   Słońce chowało się za Górą Hokage, okalając pobliską okolicę przyjemnym światłem i ciepłymi barwami. Zbliżał się festyn, organizowany co roku z okazji wygrania Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi, tak więc ludzie uśmiechnięci chodzili od uliczki do uliczki, czy też rozkładanych co dopiero straganów. Gdzie nie popatrzyć pełno lampionów, koszyków ze sztucznymi ogniami i różnego rodzaju porozwieszane serpentyny.
   Uśmiechnął się, patrząc na swoją ukochaną wioskę. Kto by pomyślał że to wszystko się tak potoczy. Tak wesoło, przyjemnie i bez dalszego bólu. Zdawał sobie sprawę, że teraz powinien podpisywać kolejne papiery, ale jak to, żeby przegapić taki przyjemny dla oka widok? Co to, to nie.
  Poprawił bandaż owijający jego prawą rękę, co na jego twarzy spowodowało ledwo widoczny grymas. Zanim usiadł ponownie do biurka, do jego drzwi ktoś zapukał. Oczywiście tak jak miał w zwyczaju, w porównaniu do swojej poprzedniczki, dosłownie a za razem pewnie pozwolił wejść.
   Próg przekroczył młody chłopak o blond włosach. Posiadał równie niebieskie oczy co swój ojciec, do którego właśnie przyszedł.
- Tou-san! - zawył, widząc jak Uzumaki siada na swoim krześle - A dzisiaj pójdziemy na festyn??
- Ja będę tylko na początku. Mam dużo...
   Blondynek zaczerwienił się ze złości, i tupnął gniewnie kiedy stał tuż obok swojego rodzica.
- Dlaczego!?
- He? - sarknął hokage, i odwrócił się do dwunastolatka. Ten zdenerwował się jeszcze bardziej, patrząc zawistnym spojrzeniem swoich jadowicie niebieskich oczu.
- Dlaczego praca musi być ważniejsza ode mnie?!
- Nie jest ważniejsza. - poprawił blondynka trzydziestopięciolatek. Wyciągnął rękę w stronę swojego oczka w głowie, i położył mu dłoń na włosach uśmiechając się delikatnie. - Nic nie jest ważniejsze od ciebie!
   Atmosfera nie była jednak o niebo lepsza. Nadal wyczuwalne były w powietrzu rozgoryczenie, jak i dosyć silna rezygnacja. Boruto, bo tak było chłopcu na imię, odsunął się od uścisku ojca i fuknął w jego stronę niczym kot.
- Jasne. To dlaczego nie odebrałeś mnie ze szkoły? Dlaczego ze mną nie trenujesz?? Cały czas tylko praca i praca! Nawet cię nie ma w domu!
Nie czekając na reakcję wyszedł równie szybko jak wszedł, zostawiając Naruto z rozgoryczeniem i rozpaczą wymalowaną w oczach. Mężczyzna zacisnął pięści na materiale swoich spodni, i zacisnął zęby by nie krzyczeć z frustracji.
- Gomen.... Boruto...

*~*~*~*~*~*

   Siedział na huśtawce na placu zabaw. Całe niebo spowite już było ciemną płachtą, a on po prostu uwielbiał patrzeć na nie. Wiedział, że gdzieś tam jest jego mama. Tak, Hinata Hyuuga-Uzumaki zginęła podczas jednego z  buntów więźniów Konohy. Wstrząsnęło to nie tylko całą wioską, ale i młodym wtedy Hokage. Jaki tego efekt? Samotny ojciec z dwójką dzieci, do tego jeszcze nie mający dla nich czasu. 
- Baka Tou-san. 
- Prawda, twój ojciec jest głupcem. 
   Przerażony chłopak podskoczył z ławki, przyjmując od razu pozycję bojową. Stał za nim mężczyzna w czarnym płaszczu, którego głowa była zasłonięta przez dużych rozmiarów kaptur. Mężczyzna, sądząc po posturze ciała, wyciągnął do niego rękę, na której pojawiła się dziwna czerwona kula.
- Pozwól, - zaczął, i nie wiadomo kiedy znalazł się za przerażonym blondynem - pozwól że usunę twoje problemy.
   Niespodziewanie cisnął w tył głowy dwunastolatka wirującą kulę, a ten wydał z siebie zduszony krzyk. Ostatnie co widział, to zaniepokojone spojrzenie idącego z niewiadomych przyczyn w jego stronę swojego ojca. Wychwycił jeszcze rozszerzone źrenice swojego Tou-san, i poczuł jak jego ciało rozpada się na kawałki. 

   Otworzył oczy, jednak jak na razie widział tylko i wyłącznie rozmazane obrazy. Jakieś szepty w okół niego. Z tego wszystkiego, co usłyszał, znajdował się w szpitalu. Kiedy oczy przywykły do wszystkiego, aż zachłysnął się śliną widząc kto siedzi obok jego łóżka. Brązowo oka kobieta w zielonym płaszczu, w której rozpoznał prababcię Tsunade, szarowłosego junnina z maską, czyli oczywiście Kakashiego Hatake. Jednak to nie to go zszokowało. Tuż obok tej dwójki stał na oko czternastoletni chłopak, który na zabój przypominał jego ojca. Te same niebieskie tęczówki, lisie blizny w liczbie trzech i roztrzepane włosy, które aktualnie były dłuższe niż te od oryginału.
- Tou-san.... - załkał cicho. Po jego policzkach spłynęły słone łzy. 
Co tu się działo??


----------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc krótki prolog, który pisany był wręcz na szybko. Mam nadzieję że historia was wciągnie, i będziecie chętnie czytać jak i komentować. Teraz proszę o waszą opinię!